To już kolejne spotkanie z Maknetą.
Jak ten czas szybko ucieka.
Może to te pochmurne i jeszcze tak krótkie dni to sprawiają.
Mojego sweterka cały czas przybywa.
Na razie zostawiłam wykańczanie dołu, bo nie wiem na ile wełny mi wystarczy.
Zaczęłam robić rękawy.
A podczas dziergania słuchałam przez ponad dwadzieścia godzin książki Lesley Lokko pt."Gorzka czekolada". Autorka dzieciństwo i młodość spędziła w Afryce i może dlatego akcja książki rozgrywa się w Ghanie.
Książka należy do tych od których ciężko się uwolnić.
Bohaterki (Laura i Ameline) wychowują się razem w domku na biednych przedmieściach Petionville (Haiti).
Melania opływa w dostatku, ale w rezydencji położonej w londyńskiej dzielnicy willowej brakuje jej rodzinnego ciepła.
Trzy siedemnastolatki rozpaczliwie szukają akceptacji i miłości.
Dowiadują się, że dorosłe życie ma smak gorzkiej czekolady.
Mojej drugiej robótki przybywa powoli.
Zaczęłam ją robić od początku bo okazało się, że wychodziła zaskakująco malutka.
Zmieniłam druty na numer większe.
I na razie jestem w tym samym momencie jak w poprzednim poście.
No cóż. Bywa i tak.
Oczywiście w planach jest już kolejna praca.
Włóczka już się do mnie uśmiecha i kusi.
Witam kolejną obserwatorkę.
Rozgość się Paulinko.
Pozdrawiam wszystkich zaglądających.